Karowicz:
 

Wspomnienia Dyrektora Karowicza
 

1. Wspomnienia Michała Karowicza, kierownika szkoły w Kryłowie w latach 1925-1943 (cyt. dosł. za oryginałem):

W odpowiedzi na pismo z dnia 14.II.1963 r. w sprawie założenia kroniki Szkoły Podstawowej w Kryłowie podaje następujące dane dotyczące mojej pracy w okresie przedwojennym i w czasie wojny w tejże szkole.

Dekretem Kuratorium Okręgu Szkolnego Lubelskiego z dnia 1.IV.1925r. Nr.912/I zostałem przeniesiony ze stanowiska nauczyciela jednoklasowej szkoły Powszechnej w Pawłowicach, pow. Hrubieszów (obecnie w ZSRR) na stanowisko p.o. kierownika czteroklasowej Publicznej Szkoły Powszechnej w Kryłowie z ważnością od dnia 1 maja 1925r.

Na tej podstawie z dniem 1 maja 1925 roku rozpocząłem służbę w Kryłowie.

Moimi współpracownikami byli koledzy: Aleksander Waczków, Adolfina Penkalówna oraz kol. Osińska (imienia nie pamiętam). Kryłów w owym czasie był miasteczkiem rozwijającym się w szybkim tempie. Głównym czynnikiem szybkiego rozwoju tego miasta było położenie geograficzne. Oto najbliższymi miastami były Sokal i Hrubieszów oddalone o przeszło 20 km od Kryłowa w kierunku północ-południe oraz Waręż i Poryck, też tak samo odległe. W Kryłowie odbywały się targi i jarmarki na które zjeżdżali się chłopi z południowej części powiatu Hrubieszowskiego i północnej części powiatu Sokalskiego oraz Wołynia. Na danych targach można się było zaopatrzyć dosłownie we wszystko, gdyż prawie cały handel spoczywał w rękach Żydów.

Żydzi zaś, trzeba im przyznać, znali się na dziedzinie handlu  i starali się o zapewnienie jak najlepszego zaopatrzenia sklepów. Codziennie szła do Hrubieszowa lub Sokala furmanka po towar. Była jedna rodzina żydowska, która się z tego utrzymywała – Woźnica ów nazywał się Pinia.

Cały rynek Kryłowski był zabudowany małymi, drewnianymi domkami w których mieściły się sklepy, magazyny, jatki i mieszkania żydowskie. Ja zaopatrywałem się w niezbędne towary spożywcze i inne w sklepie Łejzora Bitermana, Choskla Bitermana a w towary włókiennicze u starej Ryfki.

Umyślnie wymieniłem nazwiska Żydów bo tylko tyle po nich pozostało – wspomnienia i nic więcej.

Oprócz sklepów żydowskich powstały później sklepy polskie:  Ignacy Szczucki założył sklep ze sławnymi wędlinami, Jan Kazimierczak, inwalida wojenny trzymał trafikę ( sklep z wyrobami) tytoniowymi i monopolowymi, a wreszcie Szczucki (imię zapomniałem) sklep spożywczy.

Na parę lat przed wojną powstał w Kryłowie sklep spółdzielczy.

Kryłów był zatem przed wojną miasteczkiem handlowym bardzo ruchliwym gdyż nie brakło tu również rzemieślników zarówno Żydów jak Polaków i Prawosławnych zwących się Ruskimi.

Podkreślam słowo Ruskimi czyli Rosjanami a nie Ukraińcami.

Ukraińcami poczęli się zwać dopiero po przeprowadzeniu akcji zwane „Pro Russia”.

Owa akcja polegała na burzeniu cerkwi prawosławnych na parę lat przed wojną i  na „nawracaniu” prawosławnych na katolicyzm. Owo „nawracanie” było reakcją ziemiaństwa na żyjącą w ich pamięci akcję rosyjską na Chełmszczyźnie. Nazwa Chełmszczyzna obejmowała powiaty: chełmski, hrubieszowski, zamojski, tomaszowski i krasnystawski, oderwane ukazem carskim od „Prywislińskiego Kraju”. Nazwa „Prywislińskij Kraj”  to rosyjska nazwa Królestwa Polskiego Kongresowego (1815). Nazwa ta powstała z nienawiści do „polskich matiażników”,  którzy dążyli do odbudowania niepodległej Polski. Aby Polakom raz na zawsze nadzieję odzyskania niepodległości zmieniono nazwę Królestwo Polskie na Priwislińskij Kraj.

Odebranie wyżej wymienionych powiatów od terytorium „Prywislińskiego Kraju” motywowano tym, że powiaty te były zamieszkane przez ludność (unicką – która) mieszaną polsko – katolicką i ludność unicką – która dążyła raczej ku Polsce. Aby osłabić żywioł polski i oderwać unitów, czyli katolików obrzędu greckiego od wpływów polskich przeprowadzono na Chełmszczyźnie „obruszenie” czyli rusyfikację unitów polegająca na przymusowym przeciągnięciu ludności unickiej na prawosławie.

Kazano po prostu księżom unickim przejść na prawosławie i przeciągnąć na tę religię parafian.

Sam znałem jednego z księży prawosławnych, którzy ongiś byli księżami unickimi. Był to ksiądz Artecki z Szychowic.

Sam w Pawłowicach poznałem mieszkańca tej wsi Tymczuka, którego dosłownie prowadzono na powrozie do cerkwi prawosławnej.

Na tej nieszczęsnej Chełmszczyźnie zatriumfowało prawo „Cuius regio eius religio”. Akcja rusyfikacyjna przeprowadzona w taki bezwzględny sposób stworzyła napięcie, które w kilkanaście lat po odzyskaniu niepodległości wydawała się w postaci „Akcja pro Russia”. Akcja ta polegała nie tylko na burzeniu cerkwi lecz i na stawianiu cerkwi greko – katolickich, które panowie dziedzice utożsamiali z dawnymi unickimi. Myśleli że gdy prawosławni przejdą na greko – katolicyzm to staną się Polakami.

Dziedzic z Gołębia, nazwiskiem Świerzawski, postawił taką cerkiew w Gołębiu i przewoził na nabożeństwa księdza z Uhrynowa. Zaś dziedzic z Cichoburza „nawrócił” na katolicyzm swoich fornali. – Kazał im po prostu przejść na katolicyzm. Byłem przypadkowo przy tym gdy owi fornale przyjechali do Kryłowa aby w kościele „zrobić wyznanie wiary”.

Przyznaje, że gdy zobaczyłem tych ludzi ogarnął mnie lęk. W ich obliczach wyraźnie gniew i nienawiść. Od tego czasu nienawiść do Polski i Polaków dawała się wyczuwać wyraźnie w bliższym zetknięciu się z ludnością prawosławną, która już teraz nazywała się ukraińską. Chłód i nienawiść wyczuwałem także i szkole u starszych uczniów.

Została zmarnowała wieloletnia praca szkoły polskiej. W czasie tej akcji (rok 1937) spotkałem w Kryłowie na targu znajomego gospodarza z Pawłowic, nazwiskiem Biłyk. Ów Biłyk był prawosławnym. Przyjechał on na targ w parę dni po zburzeniu cerkwi w Pawłowicach. Po chłodnym przywitaniu rzekł on z wyraźnym szyderstwem:

-         Pan nas uczył, że Polska jest matką dla wszystkich  - To taka matka?

Co nauczyciel mógł zrobić aby zapobiec względnie naprawić popełnione błędy? Odpowiedzią na tak postawione pytanie będzie zdanie czy informacja wygłoszona na konferencji kierowników szkół w szkole w Werbkowicach przez przedstawiciela Władz Szkolnych: - Komu się nie podoba akcja przeprowadzona na terenie powiat, to niechaj wnosi podanie o przeniesienie do innego powiatu!!

Stąd wniosek, że ze zdaniem nauczyciela nikt się nigdy nie liczył ani go o zdanie nie pytał. Stawiano go zawsze wobec faktów dokonanych i wydawano odpowiednie polecenia. Nauczyciel był odpowiedzialny przed swoimi władzami tylko za wykonanie tych zadań.

Tak wyglądało środowisko Szkoły Podstawowej III stopnia w Kryłowie w przeddzień wybuchu drugiej wojny światowej.

Co się tyczy rozwoju szkoły w czasie mojej służby w Kryłowie to przedstawia się ona następująco:

Szkoła kryłowska miała własny murowany budynek zbudowany jeszcze przed pierwszą wojną światową. W budynku było 6 sal szkolnych. W parę lat po objęciu stanowiska p.o. kierownika szkoły liczbę nauczycieli zwiększono. Przybyło dwóch nauczycieli: Wacław Kopaczyński i Bronisław Kulikowski, a odeszła koleżanka Osińska, która wyszła za mąż.

Wobec tego, że liczba uczniów stale się zwiększała w rok później przydzielono do szkoły nową nauczycielkę ob. Dąbrowską Janinę.

W następnym roku przydzielono do szkoły nową nauczycielkę Oszustowiczówną, która była w Kryłowie tylko dwa lata. a następnie przeniosła się do Zamościa, a na jej miejsce przyszła Stefania Pająkówna.

Wobec tego, że szkoła miała już wtedy 7 klas, do szkoły tej zaczęły napływać dzieci z sąsiednich gmin i z Wołynia. Klasy liczyły po 120 uczniów i miały po dwa oddziały równoległe.

Wywołało to konieczność przydzielenia nowych nauczycieli i znów przydzielono jedną nauczycielkę, Janinę Jaźwińską i Aleksandrę Muzyczukówną.

Skojarzyły się trzy małżeństwa:

Kopaczyński Wacław i Dąbrowska Janina

Kulikowski Bronisław i Jaźwińska Janina

Waczków Aleksander i Penkalówna Adolfina

W następnych latach kolega Kulikowski Bronisław wraz z małżonką przenieśli się do Rachań w powiecie Tomaszowskim, a na ich miejsce przyszli nauczyciele: Święcicki Franciszek, Janina Laskowska i Aleksander Budzyń..

Przed wybuchem drugiej wojny światowej w Szkole Podstawowej w Kryłowie grono nauczycielskie liczyło 9 osób:

1.Waczków Aleksander

2. Waczkowówna  Adolfina

3. Kopaczyński Wacław

4. Kopaczyńska Janina

5.Budzyń Aleksander

6. Laskowska Janina

7.Gębicz Szczepan

8.Święcicki Franciszek

9.Karowicz Michał

W klasach od pierwszej do szóstej włącznie było po dwa oddziały równoległe w siódmej był jeden oddział. Praca w tak licznym gronie i przy tak licznych klasach była trudna i ciężka, grono nauczycielskie było zgrane bardzo pracowite. Dlatego poziom nauczania i wychowania był stosunkowo wysoki.

W szkole istniała Drużyna Harcerska i Drużyna Zuchów. Drużynę Harcerską prowadził kolega Kopaczyński i kol. Kulikowska Janina. Z tego czasu przechowało się kilka fotografii grona nauczycielskiego i uczniów oraz Drużyny harcerskiej męskiej żeńskiej fotografie te dołączam.

Wybuch wojny w 1939 zastał nas niespodziewanie.

Wierzyliśmy, że „mocarstwo” Polska oprze się niemieckiej nawale, że zatrzyma ją dopóki zachodni sojusznicy nie zmobilizują sił zbrojnych.

Druzgocące ciosy następowały po sobie tak szybko, że rozpacz brała słuchając komunikatów radiowych. – Westerplatte broni się jeszcze – głosi to radio.

-         Uwaga! Nadchodzi! – głosił spiker radia warszawskiego w czasie nalotów niemieckich bombowców

Z głośników radiowych płynęły grobowe wieści

-         Niechaj nikt nie rozpacza, gdy nasz głos zamilknie.

Jesteśmy przygotowani, ze niemiecka bomba wreszcie i nas tu  trafi  - mówił z rozpaczą w głosie pułkownik, który podawał wiadomości z frontu. – Westerplatte padło – głosi to radio warszawskie. – Wojska rosyjskie wkroczyły do Polski i posuwają się szybko na zachód.

Wreszcie radio zamilkło.

Wojska rosyjskie wkroczyły do Kryłowa Finis Polonia.

Po tygodniu wojska rosyjskie ustąpiły za Bug a z nimi razem wyjechali Żydzi z Kryłowa, pozostało dwie czy trzy rodziny. Na trzeci dzień przyjechała do Kryłowa niemiecka dywizja pancerna. I rozpoczęła się okupacja niemiecka.

Inspektor Szkolny Olszewski przepadł gdzieś w tej zawierusze, a na jego miejsce powrócił emerytowany Inspektor Szkolny Wilhelm Greger i powołał nauczycielstwo d służby. Z grona nauczycielskiego liczącego dziesięć osób stanęło do pracy czworo:

1.Waczków Aleksander

2.Waczkowowa Adolfina

3.Gębicz Szczepan

4.Karowicz Michał

Do szkoły zapisało się niewiele dzieci i to tylko dzieci polskie. Natomiast dzieci ukraińskie zapisały się do szkoły ukraińskiej, którą stworzona natychmiast po zajęciu Polski przez Niemców.

Budynek szkoły został zajęty przez oddział niemieckiej straży granicznej.

Skutkiem tego szkoła polska mieściła się w  budynkach pożydowskich. Program nauczania został zredukowany. Dzieciom polskim pozwolono uczyć się tylko cztery lata. Nie wolno było w szkole uczyć historii.

Jaki był cel takiego obniżenia poziomu wykształcenia młodego pokolenia w „Gerzoroknej Guberni” jak teraz Niemcy nazwali „Priwislińkskij Kraj”? Po co Polakom wyższe wykształcenie, kiedy ich przeznaczeniem jest wierna i pokorna służba Herrenvolkowi?

Tej pokory łaknęli Niemcy wszyscy. Wściekali się gdy nie dostrzegali u Polaka brak pokory i uniżoności – doświadczyłem tego na sobie.

Pewnego razu po nauce rozmawiałem na placu, koło świętego Jana ze staruszką, panią Podhorodeńską. W czasie tej rozmowy przeszła koło nas patrol niemieckiej straży pogranicznej złożona z trzech zbrojnych żołnierzy niemieckich.

Gdy owa patrol nas mijała zauważyłem, komendant patroli patrzy wyczekująco na mnie. Gdy już nas minęli, komendant odwrócił się do nas i wrzasnął

-              Warum begrüssen się mich nicht?

Skamieniałem ze zdziwienia, bo nie przypuszczałem że obowiązująca u nas zasada, że te, który idzie pozrawia tego co stoi, może być tak w ten sposób odwrócona.                            – odpowiedziałem więc spokojnym głosem: Ich begrüsse nur mich meine Bekonmten

Na to Niemiec z wściekłością zaryczał:

-              Polnisches Drrrreck!!!

Trzeba przyznać, ze Niemcy nie do wszystkich Polaków odnosili się z taką pogardą. byli wśród mieszkańców Kryłowa wybrańcy losu, których Niemcy darzyli szacunkiem, przyjaźnią, masłem, mięsem i cukrem po niskich cenach.

Do tych wybrańców losu zostali zaliczeni (nie bez ich zgody) niektórzy mieszkańcy Kryłowa i gminy Kryłów którzy nosili krótkie jednozgłoskowe nazwiska:

             Volksdeutche!

Przywilejów tych pozazdrościł Volksdeutchom pewien mieszkaniec kol. Kryłów którego nazwisko  kończy się na ski. Wiem o tym od ówczesnego wójta gminy Kryłów, Antoniego Stormkego.

A było to tak:

W mieście Himlerstadt czyli dzisiejszym Zamościu był taki urząd który zajmował się rejestracją Volksdeutchów. Do tego urzędu wzywano Polaków o nazwiskach o brzmieniu niemieckim. Oprócz wezwanych zgłaszali się również ochotnicy. Do tego urzędu wezwano i wójta gm. Kryłów, Antoniego Stormkego.

W oznaczonym dniu stawił się Stormke w owym urzędzie wraz z synem.

Oczekując na swoją kolej słyszał A. Stormke taką rozmowe:

Urzędnik zapytał wyżej wymienionego mieszkańca kol. Kryłow:

-         Panie M...wski, czy oańska matka była Niemką?

-         Nie

-         Więc może kto inny z rodziny pańskiej był Niemcem?

-         Nie

-         Wiec dlaczego chce pan być Niemcem?

Pytanie to widać zaskoczyło pan M...wskiego gdyż dłuższą chwilę powtarzał

-         A bo, a bo...

I nic dziwnego, że to ostatnie pytanie tak zakłopotało pana M...wskiego. Bo jakże tu się przyznać, że idzie tu o masło, mięso i cukier, którymi tak hojnie Niemcy darzyli Volksdeutchów? Trzeba było podać inne motywy:

Po dłuższej chwili znalazł się taki motyw:

-         A bo ja, proszę pana, służyłem w austriackich ułanach.

Na to urzędnik krzyknął:

-         Marsz za drzwi! Nam tu durniów nie potrzeba.

Trzeba przyznać, że innych Polaków o nazwiskach kończących się na ski, którzy logicznie umotywowali swoje zamiary chętnie przyjmowali i wpisywali do tak zwanej Volkslisty (Dębiński, Wilczyński).

Ponieważ wójt A. Stormke nie podpisał Volkslisty przeto został on zwolniony z urzędu , a na jego miejsce został powołany Ukrainiec, ksiądz prawosławny, nazwiskiem Maksymiuk.

Ukraińcy objęli administracje. Trzeba przyznać, że spełniali oni swoje obowiązki energicznie i wiernie służyli Niemcom.

Pierwszym ich wyczynem było wydanie Niemcom ośmiu najaktywniejszych Polaków, których jako zakładników wywieźli Niemcy do Oranienburga:

1.Szutowski Roman

2. Steciuk Łucjan

3. Kołtoniuk Władysław

4. Zieliński

5. Gębicz Szczepan

6. Kopaczyński Wacław

7. Drohobycki Roman

8. ( niepamiętam nazwiska)

Pierwszy powrócił z Oranienburga Steciuk Łucjan. Powrócił w urnie, którą włożono do trumny i w asyście uzbrojonego w karabin i granaty ukraińskiego policjanta pogrzebano na cmentarzu kryłowskim.

W liczbie wywiezionych do Oranienburga znalazło się dwóch nauczycieli: Kopaczyński Wacław i Gębicz Szczepan.

Kopaczyński W. nie podobał się Ukraińcom dlatego że prowadził w szkole Drużynę harcerską o umiał wokół siebie skupić młodziez

Gębicz Szczepan, za to chyba, że współpracował z administracją, był radnym gminnym, a może dlatego że uczył historii.

Gdy wywieziono z Kryłowa zakładników, wtedy Ukraińcy i Volksdeutche podnieśli głowy. Już wcale nie ukrywali swojej nienawiści do Polaków. Zaczęły chodzić pogłoski, że Ukraińcy przygotowują się do walki z Polakami, że będą „rizały Lachiw”.

My, mieszkańcy wschodniej Polski, wiedzieliśmy i pamiętaliśmy z walk w latach 1918- 1919 że Ukraińcy umieją prowadzić „wojnę totalną” i nie lekceważyliśmy tych wieści. Trzeba było obmyślić obronę, trzeba było zorganizować i przygotować się do walki.

Było to późną jesienią 1942r. Zaczęło się wysiedlanie Polaków z powiatu Zamojskiego i Hrubieszowskiego, aby zrobić miejsce dla nasiedlonych kolonistów niemickich z Mołdawii i z Rosji. U nas Ukraińcy wiedzieli o tym i starali się przysłużyć Niemcom i ułatwić im to zadanie.

Ja w tym czasie mieszkałem w Uhrynowie  u matki żony, gdyż w Kryłowie nie miałem mieszkania. Codziennie rano przyjeżdżałem do Kryłowa do pracy rowerem.

Otóż w czasie gdy odbywały się wysiedlenia, to pewnego dnia rano na drzwiach naszego domu zobaczyliśmy kredą napisaną literę „P”. Taka sama litera była napisana na drzwiach każdego domu polskiego.

Umieszczano ją po to aby niemiecka ekspedycja wysiedleńcza wiedziała że tu mieszkają Polacy – Verfluchte Polen!!

Trzeba się więc było przygotować do ostatecznej walki już nie o życie, bo na to nie wcale nie liczyliśmy, lecz na to by nie dać się wymordować jak Żydzi w Gettach i w obozach zagłady w Bełżcu w Majdanku i w tylu innych miejscowościach.

Pierwszą organizacją bojową jaka dotarła do Kryłowa był Związek Walki Zbrojnej, na czele którego stał pułkownik pseudonim Grot.

Skontaktował mnie z tą organizacją kolega Parys Władysław nauczyciel z Prehoryłego.

Na terenie Kryłowa do tej organizacji wstąpiło 16 ludzi, w Prehoryłem było około 18 ludzi. Do Małkowa dotarła inna organizacja bojowa a mianowicie „Bataliony Chłopskie”. Głównym organizatorem B.Ch. w Małkowie, a później komendantem B.Ch. był Stanisław Basaj – pseudonim Ryś. W późniejszych walkach z Niemcami i Ukraińcami Basaj – Ryś odznaczył się męstwem i zdolnościami strategicznymi.

Dla szkoły kryłowskiej zaszczyt że Basaj był wychowankiem tej szkoły.

Związek Walki Zbrojnej na terenie Kryłowa nie utrzymał się z powodu zdrady wyrycia tej organizacji przez wywiad ukraiński. W pierwszych dniach marca 1943 r. został aresztowany komendant batalionu z, Komornicki z Mircza.

Tego samego dnia aresztowano komendanta kompanii inżyniera Zarębińskiego, leśniczego z Kadłubisk, lecz ten wyrwał się i umknął.

Następnego dnia policja ukraińska aresztowała i wywiozła do Hrubieszowa komendanta plutonu prehorylskiego kol. Parysa Władysława. Z Hrubieszowa wywieziono go do Dashau .

Dnia 12 marca 1943r. otrzymałem ostrzeżenie, ze w dniu tym zostanę aresztowany prze ukraińską policję. Ostrzeżenie to przekazała mi p. Marciszukowa z mieszkanka Kryłowa.

Musiałem więc opuścić Kryłów, gdyż dalsza praca na stanowisku kierownika szkoły była niemożliwa, a na rozpoczęcie akcji bojowej było jeszcze za wcześnie.

Tak zakończyła się moja służba i praca w Kryłowie.

Po wyzwoleniu nie powróciłem do Kryłowa na dawne stanowisko chociaż byłem już stałym kierownikiem szkoły, mianowanym w drodze konkursu.

Nie mogłem powrócić, bo czułbym się w Kryłowie jak na cmentarzysku...

Wydaje mi się, że to samo uczycie mieli i ci wszyscy którzy po wyzwoleniu pozostali przy życiu gdyż kol. Gębicz i Kopaczyński wraz z małżonką ulokowali się w Hrubieszowie i nie chcieli wracać na dawne stanowiska. Z przedwojennych nauczycieli tylko ś.p. kolega Waczków Aleksander wraz z małżonką pozostali w Kryłowie. Z pozostałych przy życiu zakładników powrócił do Polski tylko Drohobycki lecz i ten nie chciał pracować i zamieszkać w Kryłowie.

Wydaje mi się, że nikt nie posądzi mnie o tchórzostwo z tej racji, że po wyzwoleniu nie powróciłem do Kryłowa na dawne stanowisko.

                                                                                              M. Karowicz


 

(Podziękowanie dla p. M. Szpytmie za udostępnienie materiału i  p. T. Pempko za ich opracowanie )

Aby pobrać dokument w formacie Microsoft Word kliknij POBIERZ